Translate

czwartek, 10 lipca 2014

pochmurnie, nudno, brzydko...

   Przez dzisiejszą pogodę moje rodzinne plany się rozpadły- wybieraliśmy się z mężem i Marysią na rowery. Wczoraj już zaliczyłam pierwszą "wycieczkę rowerową"- w sumie to ciężko nazwać wycieczką bo tylko pojechałyśmy z córuchną do rodziców męża( a mamy do nich zaledwie kilometr :) ), ale tak czy siak pierwsza wycieczka rowerem była! Niestety nie mam żadnego zdjęcia, bo nie miał nam kto zrobić , ale mina Marysi była wspaniała, była tak zachwycona, że na wszystko pokazywała palcem i wzdychała mówiąc : "tiooo" i tak co 3 sekundy przez całą drogę :) można było się pośmiać!
 Chyba częściej będziemy wybierać się na rower, ale teraz już w dłuższą trasę i z tatusiem- zawsze we troje raźniej.

Przejdźmy do tematu, o którym chciałam dzisiaj  napisać- musiałam wspomnieć o rowerze,bo naprawdę to świetne rozwiązanie dla mam z większymi maluchami takimi jak moja Franka. Wszędzie dojedziemy szybciej i dziecko szczęśliwe! I ja znowu o rowerze zamiast o temacie głównym!! Aj!

Cóż teraz już na pewno przejdę do kolejnego tematu, tak więc przejdźmy do ostatniego etapu ciąży( poprzednie trymestry opisywałam we wcześniejszych postach). Dla mnie ostatnie miesiące były czymś wspaniałym. Zaczęłam odczuwać już bardzo wyraźnie ruchy naszego szczęścia, kopnięcia, przekręcanie się w brzuszku itp. Niestety nie miałam okazji zobaczyć całej wystającej nóżki czy rączki- no może raz.. ale przez ułamek sekundy. Jak na cały okres ciąży czułam się już lepiej, wymioty tak nie dokuczały, ale za to nogi puchły jak szalone( a raczej stopy). Ostatnie 2 miesiące spędziliśmy z mężem na konkretnych zakupach do pokoju naszej księżniczki, gromadzeniu ubranek, wyposażenia, gadżetów i przyznam szczerze, że wyszło nam to całkiem nieźle. Tak na dobrą sprawę to ubranek nie musiałam Marysi kupować do 9 miesiąca :) A jak wyszedł pokoik każdy będzie mógł ocenić sam- wstawię miniaturkę jeszcze dzisiaj wieczorem jak zrobię zdjęcie :) 

Niestety razem z  9 miesiącem ciąży zaczęły się skurcze przepowiadające i wszystkie możliwe syndromy, że poród tuż, tuż. Po wizycie u lekarza dowiedzieliśmy się, że maks za 2 tyg już będzie po wszystkim, a tu psikus urodziłam dzień przed terminem!!( wcześniej przez tydzień w szpitalu lekarze starali się wywołać przeróżnymi metodami Marysię na świat). Skurcze były z dnia na dzień mocniejsze ale organizm niestety nie dawał sobie rady sam. Nie będę się rozpisywać na ten temat, gdyż nie jest to przyjemne i nie chce nikogo straszyć( ale finalnie urodziłam naturalnie z czego jestem dumna jak paw :) )  Powiem jedno: o wszystkich problemach i bólu zapomina się w momencie położenia dziecka na piersi mamy!!


Chciałam jeszcze choć trochę napisać o szkole rodzenia na która dzielnie z mężem chodziliśmy i obecności partnera przy porodzie- wiem, że ten temat wywołuję trochę kontrowersji i sprzecznych opinii, ale Maria już mi nie daje spokoju i muszę kończyć.. :)

Na koniec jedno z pierwszych zdjęć zrobionych jeszcze w szpitalu :)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz