Translate

piątek, 26 lutego 2016

Johnson&johnsom

Od jakiegoś czasu często słyszymy o alergiach wśród dzieci czy dorosłych na przeróżne płyny. Dzisiaj w internecie trafiłam na artykuł odnośnie johnson& johnson. Dla wszystkich którzy używają produktów tej marki napewno ważny artykuł.

Serdecznie polecam.

Link poniżej:

http://kobieta.wp.pl/kat,1025887,title,Johnson-Johnson-ukarany-Musi-zaplacic-72-miliony-dolarow-rodzinie-kobiety-ktora-zmarla-na-raka,wid,18181889,wiadomosc.html?ticaid=1168d0

wtorek, 23 lutego 2016

Puszek, okruszek, mały Pępuszek!! :)

Dzisiaj tak dla przypomnienia post, który może przydać się wielu osobom- jak dbać o pępuszek niemowlaka.

Link do wpisu poniżej:

http://mammatoja.blogspot.com/2014/09/pepuszek-niemowlaka-jak-o-niego.html?m=1

Pozdrawiam,
Gosia

niedziela, 21 lutego 2016

"Nie oddycha, nie słyszę serca, wezwijcie anestezjologa... "

Dzień Dobry!!
Dawno Nas nie było.
  Długo zastanawiałam się czy mogę "wylać" tu moje... Hmm nawet nie wiem, jak opisać odczucia towarzyszące tym chwilom.. Mianowicie dzisiaj o porodzie i o tym czym dla mnie był. Zacznę od tego, że każdy poród zmienił mnie w trochę inną osobę. Myślę, że każda ciąża i poród sprawia, że "kobieta staje się jeszcze bardziej kobietą" o ile mogę tak to ująć. Samo ciało rodzącej zmienia się, miednica,  biodra, narządy.. Niestety może ciężko wielu osobom to przyznać ale wlaśnie tak jest. Zmienia się Nasze ciało, zmienia sie Nasz umysł, Nasze myślenie. Przez cały poród z minuty na minute stajemy się inne, silniejsze, stajemy się jeszcze bardziej kobietami a na koniec zmieniamy się z "tylko" kobiety w matkę.. W istotę która dla kogoś od tej chwili prawdopodobnie bedzie całym światem.. A sam poród i ból z nim związany.. Hmm.. Każda kobieta przechodzi to inaczej dla jednej może być to chwila a dla drugiej mogą to być godziny męczarni, które zdawały się nie mieć końca.. I właśnie u mnie tak było. Nie należę do osób, które są super wysportowane ale nie jestem też typem kanapowca. Lubię spacery, rower, basen po prostu przebywanie na swieżym powietrzu i jeżeli tylko lekarz się zgadzał spędzałam dużo czasu w miarę aktywnie a mimo to... Moje porody nie należały do łatwych (to opinia lekarzy). Kiedy dostałam się do szpitala przy przyjściu na świat Natki doktor, która badała mi miednicę (std badanie czy kobieta jest w stanie urodzić siłami natury) nie mogła uwierzyć, że mam za sobą już jeden poród naturalny. Cytuje "Jak to Pani zrobiła?to niemozliwe!!" a ja dumna jak paw odpowiadam "a jednak" :D ale już za parę godzin nie byłam taka pewna czy dam radę urodzić kolejne szczęście i nawet nie wierzyłam, że już raz mi się to udało..
   Dobra, dobra dosyć tego "kadzenia" czas na kilka ważnych informacji.
  Każdy poród dzieli się na trzy fazy.
I faza rozpoczyna się z odejściem wód płodowych i jest najdłuższa. Trwa do kilku godzin. Nasze ciało przygotowuje sie do przygotowania drogi "do wyjścia" dla małego człowieczka,  który przez 9 miesięcy mieszkał pod Naszym sercem.
II faza jest to sam poród - czyli bóle parte i narodziny.
III faza i zarazem ostatnia to "urodzenie" łożyska, które jest konieczne. Rodzimy je poprzez bóle parte, dodatkowo lekarz może pomagać Nam naciskając Nasz brzuch. U mnie III faza porodu w obu przypadkach była szybka i sprawna więc nie będę się nad nią rozwodzić. W tym poście chciałabym skupić się na moim 2 porodzie, ponieważ jestem "na świeżo" i łatwiej mi to wszystko opisać.  Pierwszy poród będzie osobnym wpisem.
Zacznijmy od I fazy...
Ten wieczór spędziliśmy jak zazwyczaj a jednak nie, zapomniałabym. Tego wieczoru byliśmy u rodziców (mojego męża) i było bardzo miło. Objadłam się jak to bywało w ciąży:) i piłam mnóstwo wody. Do porodu zostało 2 tyg. i jeden dzień. Nic nie zapowiadało aby Natka chciała do Nas zawitać wcześniej- zaskoczyła mnie cwana..!! Haha
Po kolacji wróciliśmy do domu, byłam trochę zmęczona, spuchnięta, obolała- jak to w 9 miesiącu ciąży bywa. Kochany mąż postanowił sam przygotować kolacje i uśpić Nasze szczęście a ja... Wskoczyłam do wanny odpoczać-  Jezusiu jak ja to Kocham!!! Kąpiel w wannie, najlepszy relax dla kobiety-matki!! Nadal nic nic nie zapowiadało nadchodzacych wydarzeń.. Gdy wyszłam z wanny, pamiętam to jak dziś, powiedziałam: " Piotrek, chodź zobacz brzuch mi się chyba opuścił, już jednak czuje,że zostały tylko 2tyg." Na co mój mąż: "skarbie wydaje Ci się, masz normalny brzuch". Jak zwykle stwierdziłam, że na pewno ma racje i spokojnie położyłam się spać ale... Nie zdąrzyłam zasnąć bo wtedy wszystko się zaczęło (o, zgrozo aż mam ciarki jak o tym myślę).  Leżę sobie spokojnie w Naszym baaardzo wygodnym łóżku,  zasypiam aż tu nagle czuję, że moja piżama jest mokra. Podnoszę kołdrę i ze zdziwieniem patrzę na łóżko. Nigdy tak szybko nie wstałam, oj nigdy!  Zaczęłam krzyczeć do mojego męża, że odeszły mi wody, byłam naprawdę przerażona.  Dodatkowo lekarz na ostatniej wizycie zapewniał, że jeszcze się zejdzie i raczej poród będzie opóźniony. Była dokładnie 23:00, piątek, 20 listopad.  Przez kolejne półtorej godziny upewnialiśmy się czy to napewno wody, biorąc pod uwagę przeróżne scenariusze (nawet taki, że to pęcherz nie wytrzymał bo opiłam sie u rodziców wody hehe) Usilnie wypieraliśmy myśli, że to już, że to naprawdę teraz. W takim momencie.. Maria śpi, noc i co teraz??? Jak ja sama dam radę?? Nie mogłam pozwolić aby obudziła sie rano bez Nas dwojga i tym sposobem ruszyłam do szpitala z moim tatą (był ze mną do samego przejścia na salę porodową- dziękuję Bogu, ze obdarzył mnie tak wspaniałym tatą...) I zaczęło się,  pierwsze badanie Pani doktor- rozwarcie 2cm, skurcze co 6-7 minut i...  tak do 6 rano!!!  Jeden prysznic, drugi.. Zastrzyk przeciwko zakażeniu, leżenie, ktg, kroplówka a rozwarcie ledwo 4cm... Zaczęłam już tracić siły i nadzieję, że dotrwam do końca..  Wtedy poprosiłam lekarza o znieczulenie zewnątrzoponowe. Traciłam już siły i bałam się ale nie o siebie a o moją córeczkę. O to, że nie dam rady w najważniejszym momencie.  Wiedziałam, ze najgorszy ból jeszcze przede mną i dlatego tak liczyłam na znieczulenie.. A wtedy podczas zabiegu dowiedziałam się, że anestezjolog nie poda mi znieczulenia! Były dwie próby wprowadzenia cewnika, niestety nie udane.. Pierwsza spowodowała skurcze całej prawej strony a druga "zniszczyła" mój kark i głowę i w ten sposób znieczulenie zakończyło sie kolejnymi dwiema kroplówkami i dożylną glukozą. Uwierzcie mi, że ból jaki temu towarzyszył był nie do zniesienia.. Czułam jakby ktoś wbijał mi jakiś szpikulec w czaszkę!! Kiedy już byłam w stanie wstać poszłam pod kolejny prysznic i zadzwoniłam do męża,  musiałam się wypłakać. Pękłam psychicznie,  czułam że naprawdę tracę siły. Wybiła 8:00. Chyba usłyszała mnie kolejna doktor,  która zaczęła dyżur. Czekała na mnie pod łazienką.  Jak tylko wyszłam dowiedziałam się, że już dłużej nie czekamy i zostanie podana oksytocyna, że to już za długo trwa i albo oksytocyna pomoże albo cesarskie cięcie..  Na tamten moment rozwarcie wynosiło 6cm.. Razem z oksytocyną podano mi doralgan,  jest to silny narkotyczny lek,  totalnie mnie omamił..  Zaczęły sie wymioty i dosłownie padłam na łóżko otumaniona, kolejne 30 minut dało mi odpocząć. Zabrałam w sobie siły na dalszą walkę i wtedy przyjechał mój mąż. To dało mi kolejna dawkę "mocy" kiedy skurcze sięgały zenitu był przy mnie, trzymał za rękę, ćwiczył, robił przysiady i masował moje lędźwa tak mocno, że jego kostki zdawały sie krwawić.. Gdyby nie on, nie wiem jak dałabym radę. Nadeszła pora na kolejne badanie, mąż został wyproszony i nagle pada hasło: "To już Małgosia! Zaczynamy!" Wiedziałam, że muszę znaleźć w sobie ostatki sił, które pomogą mojej córci wyjść do Nas. Wtedy znalazłam w sobie ogromne pokłady energii, siłę o której wcześniej nie miałam zielonego pojęcia. Mój krzyk chyba słyszał cały szpital ale nie przejmowałam sie tym, z każdym bólem partym krzyczałam co raz głośniej, starałam sie z całych sił pomóc mojej córeczce wyjść do Nas.. Stało się, słyszę: "Mamy główkę,  Małgosia jeszcze trochę"!  I wtedy zebrałam wszystkie siły które drzemały w najmniejszych zakątkach mojego ciała.. Natalka była już z Nami.  Kiedy położna położyła to malutkie niewinne ciałko na moim brzuchu momentalnie zapomniałam o tym wszystkim co przeżywałam przez ostatnie godziny.  Zapłakała tylko raz i to mnie zdziwiło ale odrazu zostałam uspokojona przez lekarza, że nie każde dziecko krzyczy. Po chwili odcięto pępowine i mój koszmar dopiero się zaczął.... Usłyszałam pediatrę,  która głośno zaznacza: "Nie oddycha, nie słyszę serca, wezwijcie anestezjologa" zaczełam płakać i wtedy zobaczyłam mojego męża, który zagląda przez drzwi.. Przez łzy i zaciśnięte gardło wyszeptałam: "Nie oddycha..."  To wszystko trwało dosłownie kilka sekund a ja czułam jakby to była wieczność.  Po chwili pediatra krzyknęła: "Jest,  mamy ją!" A ja głośno zapłakałam ze szczęścia.. Moje dziecko, moje kochane dziecko było naprawdę z Nami.. Wtedy wszystko ze mnie spłyneło, to był nareszcie koniec.. Jeszcze tylko ostatni etap porodu, ale jego pamiętam jak przez mgłe.. Łożysko, standardowe szycie, badanie a później 2h leżenia i pół-snu na szpitalnym łóżku a to wszystko cały czas trzymając męża za rękę...

I to już finał mojej opowieści a na koniec Drogie Mamy i Przyszłe Mamy chciałabym Wam pogratulować..  Jesteście Niesamowite!! Pamiętajcie o tym!

A Wam Panowie chylę czoła, bo bez Was wiele kobiet mogłoby nie dać rady.

Pozdrawiam,
Gosia

Ach..  Jeszcze na koniec jak zawsze foto- tym razem w temacie.
Nasze pierwsze zdjęcie po porodzie:)