Translate

wtorek, 29 lipca 2014

Kobieta w zaawansowanej ciąży a upały!

... I znowu ten upał :)
Uwielbiam jak jest ciepło i pięknie na dworze, wtedy z Marią spędzamy większość czasu na działce, nad wodą albo po prostu na świeżym powietrzu, ale w ciąży nie było tak różowo, oj... nie było!!

Termin porodu miałam wyznaczony na 11 lipca więc wszelkie upały niestety mnie nie ominęły..
Ale nie ma co się użalać nad sobą (oj, jak to mi ciężko było w ciąży, itp. itd. bla bla bla- nuda :) ) !!

Przejdźmy do sposobów jak sobie radzić w te nasze kochane, ale rzadkie upały.

Po pierwsze:
WODA i jeszcze raz WODA. Musimy bardzo dużo pić, aby organizm był ciągle nawodniony - w ciąży bardzo łatwo o odwodnienie.

Po drugie:
Niestety o wylegiwaniu się na słońcu możemy zapomnieć - to trochę niebezpieczne. Nadmierne nagrzanie organizmu może spowodować nadmierne skurcze macicy a to powoduje odklejanie się łożyska - a tego przecież żadna z nas nie chce (musimy dbać o nasze maluszki)  :)

Po trzecie:
WODA, ale tym razem na chłodne okłady, które też nam się przydadzą - mi bardzo pomagały chłodne okłady na stopy lub zwyczajne zanurzanie nóg w chłodnej wodzie (a było mi to bardzo potrzebne, miałam okropnie spuchnięte stopy- wspólnie z mężem nazywaliśmy mnie "ludzik miszlę" hihi)

Po czwarte:
dużo odpoczywajmy w miejscach gdzie jest dobry przepływ powietrza - unikajmy zatłoczonych miejsc, to tylko potęguję uczucie gorąca!

Po piąte:
NOGI, a raczej relaks dla naszych nóg. Ja po dłuższych spacerach zawsze kładłam się na moją sofę z nogami do góry albo przynajmniej podkładałam sobie poduszki tak aby nogi były wyżej niż całe ciało - aj... jak mi to pomagało :)

I ostatni punkt programu:
UBRANIE - wybierajmy zwiewne lekkie tkaniny, takie które nie zatrzymują dojścia powietrza do naszego ciała i na odwrót. Najlepszy kolor na taki upał, to zdecydowanie biały, ponieważ odbija on w całości światło słoneczne (akurat ta rada przyda się też mamom maluchów)  :)

A na pocieszenie mogę powiedzieć, że za jakiś czas będziemy marzyły o takich upałach.. Kiedy wróci zima i na zewnątrz będzie minus 20 stopni:)

A na koniec jak zwykle foto (tym razem jako zapowiedz kolejnego posta) :






Ps. Idealnie się wyrobiłam z napisaniem- właśnie moja Franka się budzi :)






niedziela, 27 lipca 2014

Produkty warte polecenia :)

Tak jak zapowiadałam dzisiaj, pokażę produkty, które bardzo często używam do pielęgnacji mojego ciała.

Poniżej tylko foto, a więcej szczegółów znajdziecie w zakładce Strefa Wellness & home SPA.




 

 
 
 
 
 
 

sobota, 26 lipca 2014

Kilka godzin tylko dla siebie, czyli domowe SPA:)

Już parę dni nie byłam aktywna na blogu ale dzisiaj się zmotywowałam, ale tylko na krótki post:)

Dzisiejszy dzień postanowiłam poświęcić dla siebie ( a raczej 3 godziny, przecież Marysia dłużej by bez Mamy nie wytrzymała :) )

Wysłałam córuchnę z mężem do dziadków a sama postawiłam na RELAKS!! :)

Włączyłam moje ulubione płyty, rozpaliłam świeczki w łazience, napełniłam wannę wodą i do dzieła:)

Uwielbiam moje domowe SPA - wszystkie produkty których dzisiaj użyłam znajdziecie już jutro w zakładce home spa.

Najpierw kuleczki musujące na totalne zrelaksowanie, później piling, kilka maseczek a na koniec manicure i pedicure.

Wszystkiemu towarzyszył pyszny ( ale bez % ) drink  :)


Zachęcam wszystkie Mamy, żeby raz na jakiś czas zaplanować dzień lub chociaż kilka godzin tylko dla siebie.
Każda z nas na pewno, ma ochotę na chwilkę zapomnienia i zadbanie o siebie. Nie lekceważmy tego, bo dobra mama, żeby być dobrą musi być też szczęśliwa a bez relaksu i dbania o siebie możemy bardzo szybko się wypalić...
I straci na tym nasze dziecko i my same.
Powtórzę jeszcze raz: RELAKS jest baaardzo potrzebny ( ale w rozsądnej dawce oczywiście :) )

A na koniec jak zwykle foto :






czwartek, 24 lipca 2014

piaskownica:)

Ostatnio obiecałam zdjęcia z piaskownicy - więc są :)
co prawda tylko dwa, ale bardzo ładne ( ach ta moja skromność! ) :)



Spacer w deszczu

Wczoraj niestety pogoda nie dopisała , ale nam to nie przeszkadzało postanowiłam Marysi założyć nowe kaloszki i ruszyć na spacer po kałużach :)

Poniżej foto  przed wyjściem na spacerek :)
Oczywiście kiler też musiał z nami iść- jakby inaczej:)





A wasze maluchy lubią spacer po deszczu ? Czy raczej staracie się chronić je od wyjść w taką pogody ?

Dzisiaj króciutko i bez dłuższych przemyśleń, ale może wieczorem znajdę chwilkę na dłuższy post:)

niedziela, 20 lipca 2014

Dzień pełen wrażeń

Wczoraj spędziliśmy wspaniały rodzinny dzień  :)
Najpierw rano rower z Marią a już w południe powędrowaliśmy całą rodzinką na działeczkę, a tam spędziliśmy resztę dnia na zabawie .
Aj!! nie tak do końca! Zrobiłam też trochę pożytecznej pracy- pomalowałam piaskownice, którą dziadzio kupił swoim wnusiom :) I tak się zagalopowałam w tym malowaniu, że nawet "odnowiłam" stelaż do naszego hamaka. Gdybym miała więcej farby to chyba większość rzeczy, którą musimy pomalować byłaby już gotowa- jakoś dobrze mi się w tym słońcu pracowało.

Rozłożyliśmy też basen dla naszego małego skarba i tak jak przewidywałam wcale chciała z niego wychodzić ( my zresztą też! ) Wszystkie zabawki wylądowały w wodzie i niczego więcej nie było jej potrzeba :)


Ale niestety w trakcie a raczej pod koniec wczorajszego dnia , nasza malutka zaczęła wymiotować, to  było coś przerażającego. Rzadko jej się zdarzą wymiotować ale tym razem było to naprawdę straszne.. Oczywiście od razu podawaliśmy jej wodę- żeby nie dopuścić do odwodnienia. Szczęśliwe na 3 wymiotach się skończyło.
Staraliśmy się znaleźć przyczynę wymiotów i oczywiście pierwsze o czym pomyślałam to słońce, już obwiniałam się, że może pozwoliłam Marysi za dużo bawić się na słońcu albo, że była za długo w wodzie i dodatkowo na słońcu, ale to nie to i nagle olśnienie!! Dzisiaj postanowiłam nie gotować obiadu dla Frani
( taki upał, więc nie chciało mi się już stać przy kuchni- wolałam spędzić ten czas z malutką na dworzu ) i zjadła dwie kupowane zupki i to chyba to... Zwłaszcza, że w wymiotach zauważyłam kawałki tych okropnych warzyw!! Jestem na siebie wściekła, że nie ugotowałam jej obiadu, ale cóż nie mogłam niczego przewidzieć, chciałam dobrze ( tak to sobie tłumaczę).

Na szczęście, wszystko szybko wróciło do normy i po przytuleniu do mnie Maria zasnęła i słodko spała - mój mały aniołek :)


Dzisiaj kolejny dzień na działeczce, ale tym razem nie pozwoliłam sobie na gotowe jedzenie! Z  rana ugotowałam rosołek na obiad dla Marysi na a na deserek pierwszy raz zdecydowałam się na domowy kisielek ( przepis wstawię później w zakładkę mamma w kuchni :) )


A teraz kilka foto z wczorajszego dnia:







Jeszcze dzisiaj odszukam zdjęcia z piaskownicy i też się nimi z wami podzielę :)

czwartek, 17 lipca 2014

Popołudniowy spacer do dziadka na działkę:)

Dzisiejsze popołudnie spędziliśmy całą rodzinką na działce u dziadka. Jak to dobrze, że w każdej chwili można się wyrwać z bloku w takie miejsce. Cisza, spokój dla rodziców a co najważniejsze  tyyyle terenu do zabawy dla Marii :)

Dzisiaj bez rozpisywania, podzielę się tylko fotkami :)
Tak jak obiecałam, będzie na nich również killer.








Małe dziecko a zwierzęta w domu

Dzisiaj króciutko- tym razem naprawdę króciutko o zwierzętach przy dzieciach:)

Długo się zastanawialiśmy z mężem co zrobić z naszym psem, jak dowiedzieliśmy się, że będziemy rodzicami. Mamy niedużego pieska ale za to baaardzo żywego i charakternego (york shire terrier :)).
Ostatecznie po przeszukaniu całego internetu, rozmowach z pediatrą i położną zdecydowaliśmy, że Killer      (tak się wabi nasz pupil) musi zdecydowanie zostać, nawet dlatego, że nie wyobrażałam sobie go komukolwiek oddać- jest ze mną od moich 18 urodzin:). Pierwsze dni po powrocie ze szpitala były naprawdę ciężkie, psiak próbował wskakiwać do łóżeczka, piszczał i szczekał jak malutka tylko zapłakała ale z każdym dniem było coraz lepiej. Musieliśmy nauczyć go, że to iż mamy nowego członka rodziny nie oznacza, że on idzie na boczny tor. Bardzo często gdy ja miałam córuchnę na rękach mąż miał psa na kolanach i na odwrót:) W ten sposób udało nam się nauczyć Killera, że Marysia nie jest jego wrogiem.

Co do higieny oczywiście trzeba bardzo o to dbać - kąpiel psiaka raz na tydzień i codziennie zmywana podłoga- pamiętajmy, że jednak pies wnosi brud do domu na swojej sierści i łapkach.

A teraz zalety z posiadania psa!! Są olbrzymie przynajmniej u nas. Killer jest najlepszym sposobem na płacz, na zmianę pampersa, na jedzenie kolacji,  na ubieranie i wiele wiele innych:) A jak to się odbywa? Bardzo prosto wystarczy, że w momencie płaczu lub nerwów Frani powiemy: " Killer, gdzie jesteś chodź do Marysi" i wszystkie żale mijają wraz z zobaczeniem ukochanego psa:). Marysia nie odstępuję "swojego" psa na krok, głaszcze go, przytula i ciągle chodzi powtarzając "kijaj" - tak! właśnie to było jedno z jej pierwszych słów     (tuż za tatą).

Zdarza się, też tak, że Killer jest sposobem na płacz nawet gdy go "fizycznie" z nami nie ma- wiem, że to brzmi dziwnie ale tak jest:) Kiedy nie ma przy nas naszego pupila wystarczy, że pokażemy filmik Marysi na telefonie na którym jest "ze swoim Kijajem":).

Pamiętajmy, tylko o jednym to w jaki sposób traktujemy psa jest nauką dla naszego dziecka jak ono ma go traktować. Jeżeli, nie przykładamy czułości i ciepła do opieki nad psem to nie wymagajmy tego od dziecka. Ale jeżeli pies lub też inne zwierze jest "członkiem" naszej rodziny to również będzie "kimś" bardzo ważnym dla naszego dziecka a co więcej nauczy je ciepła, przyjaźni, okazywania uczuć a w starszym wieku odpowiedzialności.

To by było na tyle- miało być krótko ale nie wyszło :)


Tym razem bez foto, ale oszukam dzisiaj jakiegoś zdjęcia naszego pupila i wstawię na bloga:)



środa, 16 lipca 2014

Ufff.. jak gorąco, puffff... jak gorąco, czyli jak chronić nasze maluchy w upały!

  Maria zasnęła i jest chwilka na stworzenie wpisu :)
Zastanawiałam się nad tym jaki obecnie jest najbardziej aktualny temat dla wszystkich Mam pociech i po wyjściu na dwór z Franią pomysł momentalnie wpadł mi do głowy- TAK, to UPAŁ!! a mianowicie co robić w upały z maluszkiem.
   Zadajemy sobie pytania: czy możemy wyjść na słońce? czy możemy się razem poopalać? czy smarować filtrem naszego bąbelka? jeżeli tak to jakim itd., itp. To już nasze drugie lato z Franią, więc trochę się wyedukowaliśmy w tym temacie :).
Zacznijmy od niemowlaków- niestety tutaj nie mamy za dużych możliwości, ponieważ większość specjalistów uważa, że do 6 miesiąca życia dziecko powinno unikać przebywania na słońcu podczas upałów- wtedy wychodzimy z maluszkiem przed godziną 10 i po godzinie 15. Wiem, że to nie jest proste, ponieważ zawsze jest tak dużo spraw do załatwienia na mieście ale musimy pamiętać, że nasze maleństwa są najważniejsze :). Warto też wspomnieć o tym, że większość kremów z filtrem jest dostępna dopiero od 6 miesiąca życia (napisałam większość, ponieważ zdarzają się już w sprzedaży kremy z filtrami od pierwszego miesiąca. Jednak nam lekarz odradzał stosowanie takich kremów, gdyż skóra maluszka może na nie różnie reagować).

Co do starszych brzdąców- prostsza sprawa :) Tutaj musimy pamiętać o nakryciu głowy (ZAWSZE!!!), ponieważ nawet nie zauważymy kiedy słońce zaszkodzi naszemu maleństwu. Oczywiście najlepiej powiedzieć, że nie powinniśmy  przebywać bardzo długo na słońcu podczas takich upałów jak teraz ale wiemy, że to nieuniknione. Każdy chyba chciałby a to pójść na spacer, a to jechać na wodę, do dziadków na wieś itp. więc trzeba sobie jakoś radzić. Ja Marysię smaruję tylko i wyłącznie filtrami mineralnymi (bo są jeszcze filtry chemiczne- to te, które są dostępne w każdym sklepie, drogerii itp.) Naczytałam się i nasłucham w tv, że filtry mineralne nie "przedostają" się przez skórę dziecka do jego organizmu, a wszystkie inne niestety tak i troszkę trują organizm naszego brzdąca. Oczywiście, każdy może mieć swoje zdanie w tym temacie, bo istnieją też opinie, żeby wcale nie smarować filtrami tylko przyzwyczajać dziecko do słońca- ale w naszym przypadku z pewnością skończyło by się to oparzeniami (jak widać na wszystkich zdjęciach Maria do mulatek nie należy:) ).

Aj..! Wracam do filtrów mineralnych, bo znowu się rozpisałam. Mają one jeden minus- cena! Niestety tak to już jest zazwyczaj, produkty dla dzieci zwłaszcza uznawane za lepsze też mają "lepszą" cenę, ten którego obecnie używamy kosztował około 40 pln (tubka ma 50 ml, nie wiem jak cenowo wychodzi większa tuba). Co do rodzaju filtra a raczej wysokości ochrony skóry dziecka, ja proponuję  50-tkę.  Skoro już piszę o tych kremach i polecam filtry mineralne, na koniec fotka  naszego kremu.



A teraz czas na relaks i na chwilę tylko dla siebie, czyli moje domowe SPA:)








wtorek, 15 lipca 2014

Kurs w szkole rodzenia- czy warto ?

Dzisiaj jeszcze kilka słów związanych z ciąża i porodem, a potem przejdę już do etapu na którym jesteśmy teraz . Może uda mi się sprzedawać  wam co jakiś czas  "złote rady", które mi pomagają w życiu codziennym a też w rozwiązywaniu problemów, które nam się wydarzają:)

Ach, wracam do tematu!! Więc... co sądzicie o szkole rodzenia, czy to potrzebne czy też nie ?
Moim zdaniem, jest to fajne przygotowanie do tego co nas czeka. Warto pamiętać, że nie jest to tylko przygotowanie fizyczne do porodu ale również psychiczne a co więcej można się tam nauczyć podstawowej opieki nad dzieckiem (czyli jak przewijać , kąpać, dbać o pępuszek itp) . W naszym przypadku, to było potrzebne ponieważ, nie miałam wcześniej styczności z takimi maluszkami. Ach! pamiętajmy, że mężowie też uczęszczają na takie kursy-  wydaje mi się, że dodaje to im pewności siebie w opiece na naszymi bąbelkami (przynajmniej u nas tak było, po szkole rodzenia mąż mógł zrobić z Franią dosłownie wszystko od karmienia po przewijanie i higienę bez żadnego problemu:) ) .
Oczywiście nie mogę powiedzieć,że bez kursu byśmy sobie nie poradzili, bo jest również wiele świetnych książek, które opisują życie maluszka i to jak powinniśmy się nim zajmować już od pierwszego dnia życia , a nawet jak dbać o siebie  od 1 miesiąca ciąży. Tutaj mogę polecić dwie książki: jedna jest to typowy podręcznik dla mężczyzn, którzy nie mieli okazji wcześniej zajmować się maluszkami, jest to " Instrukcja obsługi bobasa" a dla kobiet polecam "Moje dziecko, poradnik dla rodziców od ciąży do trzeciego roku życia" (wieczorem wrzucę zdjęcia obu książek). Poradnik, był dla mnie naprawdę świetnym "przewodnikiem" i bardzo często gdy pojawiało się jakieś pytanie w mojej głowie sięgając do niego błyskawicznie odnajdywałam odpowiedź.


Tak więc podsumowując, szkoła rodzenia jest czymś naprawdę pomocnym, ale przy odrobinie chęci i starań możemy również zdobyć wiedzę i umiejętności potrzebne do sprawnego porodu, wychowywania i zajmowania się naszymi maluszkami od pierwszych dni życia samodzielnie :)


Na koniec standardowo foto , tym razem z niedzielnej wycieczki rowerowej całą rodzinką (na marginesie wczoraj zrobiłam 19 km rowerem z Franią w foteliku- jestem z siebie dumna, a jazda rowerem z dzieckiem jest coraz przyjemniejsza!! :) )







poniedziałek, 14 lipca 2014

Indywidualna opieka położnej- potrzebna czy nie ?

  Dzisiaj po raz kolejny chciałam skupić się na porodzie, a dokładniej na indywidualnej opiece położnej.
Czemu akurat na takim temacie, bo tak sobię myślę, że każda z nas chciałaby aby cały poród od tych pierwszych skurczy do ostatecznej akcji porodowej i przyjścia na świat naszych maluchów, był jak mniej bolesny i przeżyty bez dodatkowych stresów( sam poród jest już chyba wystarczająco stresującym wydarzeniem i wyczerpującym, przynajmniej dla mnie!).
  Niestety rzeczywistość w Polsce jest taka, że często Panie w szpitalach zachowują się tak jakby były tam za karę, a to ich praca i powinny, a co ja mówię MUSZĄ być wyrozumiałe i pomocne dla nas, bez żądnych zbędnych osobistych komentarzy!!  I w sumie między innymi to był powód dla którego zdecydowaliśmy się na opiekę położnej przy porodzie.  Oczywiście zrobiliśmy to również dla poczucia bezpieczeństwa, że będę miała ciągle kogoś przy sobie kto będzie skupiony tylko na mnie, czasami zdarza się tak, że równocześnie z nami rodzi jedna lub nawet więcej kobiet a wtedy możemy zostać troszkę zaniedbane a tego na pewno żadna z rodzących mam nie chce...

Po tym co napisałam wyżej chyba każdy już wiadomo, że jestem zdania,że indywidualna opieka położnej jest naprawdę pomocna- oczywiście są to dodatkowe koszty ale myślę, że przez 9 miesięcy można jakoś sobie odłożyć na tę "przyjemność" i ułatwić przyjście na świat malucha:)
Co mogę jeszcze ważnego dodać ?? hmmm... jakaś pustka mnie ogarnęła. To aż zdaje się być nie możliwym przecież ciąża to tzw temat rzeka, a jednak :)

Ach mam!! Może  napiszę po krótce jak to u nas się odbywa:

  Gdzieś tak w 15 tygodniu ciąży zapytaliśmy z mężem lekarza prowadzącego jak wygląda opieka indywidualna położnej. Wtedy dowiedzieliśmy się jaki mamy wybór( dostaliśmy listę położnych i adres szkoły rodzenia gdzie  możemy podpisać z nimi normalną umowę o dzieło). Potem poszliśmy do szkoły rodzenia i tam dowiedzieliśmy się co charakteryzuje każdą z Pań( czy jest łagodna czy raczej bardzo ostra itp). Ja osobiście potrzebowałam kogoś kto bez wahania powie mi, że mam nie histeryzować i pomagać Marii wyjść na świat i właśnie taką mieliśmy położną, ale była też przy niesamowicie troskliwa i baaardzo ale to bardzo  mi pomagała. Miałam bardzo silne bóle krzyżowe, a Pani położna przez cały czas porodu( trwał kilka dobrych godzin!) masowała mi cały odcinek lędźwiowy i krzyżowy- to było naprawdę niesamowite ułatwienie..
 Co więcej? Wydaje mi się, że w momencie gdy jesteśmy "zwykłą" pacjentką często nie ma mowy o ćwiczeniach na macie, czy z piłką, lub przysiadach, kąpielach z masażem i o wielu innych sprawach a w momencie gdy mamy swoją położną ona o to wszystko zadba. W razie czego też podejmie decyzję czy jednak nie potrzebujemy cesarki, gdy nie dajemy już rady fizycznie czy też psychicznie( tak też bywa i to całkiem normalne). Zastanawiam się co ważnego ominęłam.. Może nic, mam taka nadzieję:)

Jeżeli jednak znajdzie się ktoś , kto chciałby o coś zapytać to zapraszam na facebooka lub bezpośredni kontakt w komentarzach :)

A na koniec jak zawsze foto, tym razem z niedzielnego spaceru :


Trochę o tym temacie, możecie również znaleźć na poniższej stronce :
http://blogimam.pl/artykuly/dobra-polozna-prawdziwy-skarb-mozesz-skorzystac-z-jej-opieki-ciaza

niedziela, 13 lipca 2014

Urodziny-cd. :)

Tym razem bez zbędnych komentarzy troszkę zdjęć z urodzin  :)

Czy wasze dzieci też tak się cieszą jak pokazujecie im filmy w telefonie?- my nagrywamy naszego psa i to jest najlepszy "pocieszacz" na wszelkie smutki- wywołuje natychmiastowy uśmiech:) 
Tu jeszcze raz ekscytacja wózkiem:)

A tu mina po zdmuchnięciu świeczek 

 Po tak dłuuugim dniu  nasza solenizantka zasnęła jak mały mopsik i do 6:30 spała jak aniołek :D


Mamy roczek!

  Południowa drzemka Frani i chwila odpoczynku dla rodziców, więc postanowiłam coś "sklecić" i opisać trochę co się działo u nas wczoraj. 
  Dzień był pełen wrażeń,  a nasz dom tętnił życiem ( nie było się nawet gdzie ruszyć, ale Marysia była w raju :) ). Same przygotowania do urodzin trwały do 1 w nocy i wczoraj od rana pichcenie, ale efekt finalny mi i mojemu mężowi bardzo się podobał a co więcej wywołał zachwyt u naszej córuchny! 
Postanowiłam nie bawić się w obiad, zupy i standardowe zasiadanie wszystkich przy stole. Przygotowaliśmy stół pełen przekąsek i słodkich pyszności zarówno dla dorosłych jak i dla najmłodszych( wkońcu to urodziny Marii nie nasze, prawda? :) ), które dodatkowo staraliśmy się zrobić  jak najbardziej kolorowe- nasza córcia uwielbia gdy wszystko jest kolorowe. Oczywiście moja pierwsza wizja to mnóstwo kremowego i różowego ale skończyło się na wszystkich kolorach tęczy. Był to klasyczny szwedzki stół tak więc  razem z całą rodziną rozsiedliśmy się na sofie, krzesłach i na naszym łóżku sypialnianym, które wcześniej musiałam z moim mężem przetransportować do dużego pokoju, co nie było łatwe, bo nie należy ono do lekkich, ale udało się!! I tym sposobem zaoszczędziliśmy troszkę miejsca, które mogliśmy poświęcić na stworzenie mini kącika na zabawę dla Marii i jej starszej o miesiąc córeczki mojego brata- Oleńki.

  Ach zapomniałabym o torcie!  Postawiłam na kupny wyrób- niestety nie miałam czasu na zrobienie go własnoręcznie ale obiecałam już sobie, że w przyszłym roku wykonam go sama ( zobaczymy, czy mi to wyjdzie ), ale muszę przyznać, że był naprawdę dobry, zresztą  jak wszystko co zrobiłam! - ależ ja jestem skromna :)  

Marysia dostała mnóstwo prezentów, ale zdecydowanie bezkonkurencyjnym był wózek od dziadków. Od rana maszeruje z nim po domu , a nawet już byłyśmy na spacerze z tatą podczas którego nie puszczała wózeczka nawet na chwilę!! :) Swoją drogą muszę zauważyć, że te zabawki teraz, to coś niesamowitego, jak by się uparł to maluszka dopiero co urodzonego można by wozić w takiej "limuzynie".

Koniec tego pisania, maleństwo zaraz wstaje i ruszamy cała rodziną na rowery do dziadka :)

Zapomniałam jednak  napisać jeszcze o jednej bardzo ważnej rzeczy!!! Chrzestny Marysi wpadł na pomysł, aby nagrać całą imprezę a co więcej aby każdy z gości złożył jej życzenia do kamery aby później złożyć z tego fajny filmik i dać jej do obejrzenia w dniu 18 urodzin. Uważam, że to będzie dla niej naprawdę super prezent :)

A teraz jak wyglądało nasze przyjęcie, możecie ocenić sami na podstawie foto.



Niestety nie mam zdjęcia całego mieszkania, ale dosłownie w każdym możliwym miejscu mieliśmy balony i serpentyny:) Co do jedzenia, też nie udało mi się uchwycić pełnego stołu, ponieważ goście zaskoczyli mnie punktualnością i jeszcze przy nich kończyłam kilka przekąsek :)

A na koniec zdjęcia uradowanej Marysi:








piątek, 11 lipca 2014

Długa Noc...

  Przed Nami dłuuuga noc, właśnie dzisiaj Maria skończyła roczek - to niesamowite nasza córeczka jest już z nami cały  ROK!!!
  Jak przystało na tak ważne wydarzenie, musi się odbyć też  "impreza." Roczek Marii robimy w naszym mieszkaniu( niestety pogoda nie pozwoliła na zorganizowanie go na naszej działce a taki był pierwszy plan), właśnie jesteśmy w trakcie szykowania mieszkania i wszystkich przekąsek, słodkości itp:)

Trochę więcej na ten temat już w niedzielę a dzisiaj mała zachęta w postaci foto :)




Partner przy porodzie- TAK czy NIE?

   Czas drzemki Marysi oznacza również chwilę dla mnie, obiad nastawiony , naczynia w zmywarce to mogę spokojnie z herbatą zasiąść do pisania.

    Zastanawiam się jak wiele z Nas myśli o obecności męża czy też partnera lub jakiejkolwiek innej osoby przy przyjściu na świat naszych "maleńkich cudeniek", podejrzewam, że była by to olbrzymia liczba.
Ja jestem zdecydowanie za obecnością bliskiej osoby przy porodzie, aczkolwiek musi to być naprawdę ktoś bardzo bliski( obecność tej osoby nie może nas stresować). Podkreślam tu znaczenie słowa bliski, ponieważ ostatnio dowiedziałam się, że w momencie stresu i zdenerwowania kobieta ma podwyższona adrenalinę a ta z kolei hamuje wydzielanie oksytocyny- która jak zapewne wszyscy wiecie powoduje przyjście na świat malucha a jej niski poziom niestety nie pomaga a utrudnia całą sprawę.
  Myślę o wszystkich " za i przeciw" obecności męża. W moim przypadku chyba nie było żadnego "przeciw", ponieważ mój mąż naprawdę był niesamowitym wsparciem dla mnie przy ciężkich momentach. Pamiętajmy o tym, że mówiąc o obecności innych osób nie myślę o biernym staniu i przyglądaniu się jak kobieta wkłada wszelkie siły do tego aby maleństwo jak najszybciej i najłagodniej "przyszło na ten świat". Mój mąż wykonywał ze mną wszelkie ćwiczenia( przysiady, ćwiczenia z piłką, itp) , towarzyszył mi też podczas kąpieli w wannie( jest ona naprawdę super sprawą jeżeli towarzyszą nam mocne bóle krzyżowe), wtedy możemy liczyć na masaż wodny wykonywany właśnie przez bliską nam osobę, co na pewno jest bardziej przyjemne i relaksujące niż masaż położnej czy lekarza. Pewnie każda z nas również zastanawia się, czy mąż będzie widział wszystko ?? Teoretycznie lekarze mówią, że w decydującym ostatecznym momencie mąż stoi przy głowie rodzącej i niczego nie widzi, szczerze podchodząc do sprawy, powiem że nie jest tak! Partner widzi to co się dzieje i nie da się tego uniknąć. Jednak jeżeli jest on przygotowany i chce być obecny przy porodzie to przecież wie co się tam będzie działo i na co się zgodził, nie prawda?
 Co do minusów to przychodzi mi do głowy tylko jeden, mianowicie: Kobiety, boją się tego, że mężczyzna będzie zniechęcony do nich i do ich ciała po uczestnictwie w porodzie. Starajmy się nie myśleć o tym w ten sposób, ponieważ nasi partnerzy są naprawdę świetnymi mężczyznami i są w stanie wytrzymać o wiele więcej niż nam się wydaje, a samo uczestnictwo w porodzie jest dla nich czymś niesamowitym i pokazuję Nas( kobiety) jako naprawdę silne i wytrzymałe( przecież znosimy ból, który dla wielu mężczyzn byłby nie do zniesienia. A co więcej nasi partnerzy po takim przeżyciu jakim jest uczestnictwo w porodzie, uzyskują " nową żonę" , która nie jest już tylko żoną ale i matka jego dziecka.
Oczywiście może się tak zdarzyć, że sytuacja na sali porodowej może przerosnąć mężczyznę dlatego warto wcześniej ustalić razem, że jeżeli partner będzie odczuwał, że sytuacja zaczyna go przerastać, lub męczyć  to może po prostu wyjść i tak będzie lepiej dla całej trójki :), ale spokojnie, nie ma się czym stresować... nie spotkałam się jeszcze, z tym żeby partner wyszedł w trakcie porodu, jeżeli już zdecydował, że jest gotowy aby towarzyszyć przyszłej mamie :)

To wszystko co napisałam, to tylko namiastka moich myśli ,ale niestety nie mam już więcej czasu na pisanie.
Następnym razem- opieka położnej podczas porodu i troszkę o szkole rodzenia! :)


Na koniec, jak zawsze fotka-  tym razem mojego "brzuszka" w 36 tygodniu ciąży.
Postaram się znaleźć zdjęcie, które mąż mi zrobił na dzień przed porodem i wstawię przy kolejnym wpisie :)










czwartek, 10 lipca 2014

pokoik księżniczki

Tak jak obiecałam, tak zrobiłam!
I oto jest! Pokoik naszego bąbelka.
I jak się podoba?? bo nam bardzo :)




pochmurnie, nudno, brzydko...

   Przez dzisiejszą pogodę moje rodzinne plany się rozpadły- wybieraliśmy się z mężem i Marysią na rowery. Wczoraj już zaliczyłam pierwszą "wycieczkę rowerową"- w sumie to ciężko nazwać wycieczką bo tylko pojechałyśmy z córuchną do rodziców męża( a mamy do nich zaledwie kilometr :) ), ale tak czy siak pierwsza wycieczka rowerem była! Niestety nie mam żadnego zdjęcia, bo nie miał nam kto zrobić , ale mina Marysi była wspaniała, była tak zachwycona, że na wszystko pokazywała palcem i wzdychała mówiąc : "tiooo" i tak co 3 sekundy przez całą drogę :) można było się pośmiać!
 Chyba częściej będziemy wybierać się na rower, ale teraz już w dłuższą trasę i z tatusiem- zawsze we troje raźniej.

Przejdźmy do tematu, o którym chciałam dzisiaj  napisać- musiałam wspomnieć o rowerze,bo naprawdę to świetne rozwiązanie dla mam z większymi maluchami takimi jak moja Franka. Wszędzie dojedziemy szybciej i dziecko szczęśliwe! I ja znowu o rowerze zamiast o temacie głównym!! Aj!

Cóż teraz już na pewno przejdę do kolejnego tematu, tak więc przejdźmy do ostatniego etapu ciąży( poprzednie trymestry opisywałam we wcześniejszych postach). Dla mnie ostatnie miesiące były czymś wspaniałym. Zaczęłam odczuwać już bardzo wyraźnie ruchy naszego szczęścia, kopnięcia, przekręcanie się w brzuszku itp. Niestety nie miałam okazji zobaczyć całej wystającej nóżki czy rączki- no może raz.. ale przez ułamek sekundy. Jak na cały okres ciąży czułam się już lepiej, wymioty tak nie dokuczały, ale za to nogi puchły jak szalone( a raczej stopy). Ostatnie 2 miesiące spędziliśmy z mężem na konkretnych zakupach do pokoju naszej księżniczki, gromadzeniu ubranek, wyposażenia, gadżetów i przyznam szczerze, że wyszło nam to całkiem nieźle. Tak na dobrą sprawę to ubranek nie musiałam Marysi kupować do 9 miesiąca :) A jak wyszedł pokoik każdy będzie mógł ocenić sam- wstawię miniaturkę jeszcze dzisiaj wieczorem jak zrobię zdjęcie :) 

Niestety razem z  9 miesiącem ciąży zaczęły się skurcze przepowiadające i wszystkie możliwe syndromy, że poród tuż, tuż. Po wizycie u lekarza dowiedzieliśmy się, że maks za 2 tyg już będzie po wszystkim, a tu psikus urodziłam dzień przed terminem!!( wcześniej przez tydzień w szpitalu lekarze starali się wywołać przeróżnymi metodami Marysię na świat). Skurcze były z dnia na dzień mocniejsze ale organizm niestety nie dawał sobie rady sam. Nie będę się rozpisywać na ten temat, gdyż nie jest to przyjemne i nie chce nikogo straszyć( ale finalnie urodziłam naturalnie z czego jestem dumna jak paw :) )  Powiem jedno: o wszystkich problemach i bólu zapomina się w momencie położenia dziecka na piersi mamy!!


Chciałam jeszcze choć trochę napisać o szkole rodzenia na która dzielnie z mężem chodziliśmy i obecności partnera przy porodzie- wiem, że ten temat wywołuję trochę kontrowersji i sprzecznych opinii, ale Maria już mi nie daje spokoju i muszę kończyć.. :)

Na koniec jedno z pierwszych zdjęć zrobionych jeszcze w szpitalu :)






wtorek, 8 lipca 2014

Tym razem bez wpisu, bo brak czasu mi na to nie pozwala .. :/ Ale chciałam się z Wami podzielić zdjęciem z wczorajszego spaceru.
Nawet nie zauważyłam kiedy moje dziecko tak urosło!!
Czy Wszystkie mamy tak mają?





poniedziałek, 7 lipca 2014

Dzień VI

     Nareszcie znalazłam czas  na stworzenie kolejnego wpisu. Cały weekend spędziliśmy z Marią nad wodą( mamy takie małe lokalne "jeziorko" ) .
 Teraz pora popołudniowej drzemki i czas dla siebie. Postanowiłam zrobić sobie coś dobrego do jedzenia ( przyda się jakieś jedzonko dla towarzystwa do pisania posta :) ) , ale skończyło się na uciętym paznokciu!!!. Cóż jak być "pierdołą"  to już całkowicie.. 
    Ale, ale... przejdźmy do tematu jaki chcę dzisiaj poruszyć. Ostatnio wspominałam pierwsze miesiące ciąży, Teraz skupmy się na drugim trymestrze tego pięknego okresu. Chyba dla każej z nas to najprzyjemniejszy czas. Dolegliwości związane z porannymi mdłościami , wrażliwościami na zapachy itp . delikatnie ustępują i możemy zacząć cieszyć się z naszego stanu a co więcej ja wtedy już zaczęłam pomalutku przygotowywać nasze mieszkanie na przyjście  małej królewny. Drugi trymestr był również dla mnie tzw. czasem " wicia gniazda" ( tak śmiesznie aczkolwiek, bardzo trafnie określiła to moja koleżanka z pracy) . Wtedy to zaczyna się przestawianie mebli, remonty. I co ? nagle się okazało, że połowa mieszkania do wymiany i to koniecznie! I w takim momencie wkracza mąż z odrobiną rozsadku i niesamowitym uporem, że tak wiele zmian nie potrzeba:) - po czasie uważam, że rozsądek męża w takich chwilach jest bardzo przydatny:) .  Zastanawiam się co jeszcze towarzyszyło mi w drugim trymestrze... hmmm.. Ach już wiem!  Niestety drugi trymestr ma również swoje wady- nie wiem jak u reszty mam, ale ja zaczęłam się już wtedy stresować,że moje maleństwo już niedługo przyjdzie na świat i czy ja a reczej my jesteśmy oby na pewno dobrze przygotowani na ten moment... ?? I teraz mogę szczerze stwierdzić TAK. Zawsze gdy zadajemy sobie takie pytanie odpowiedź brzmi tak , ponieważ to my będziemy najlepszymi opiekunami dla naszego dziecka i damy mu wszystko czego tylko będzie potrzebowało a nawet więcej. Ale oczywiście takie pytania i wątpliwości są jak najbardziej potrzebne i według mnie to bardzo dobra oznaka, jak głęboko jesteśmy świadomi jaka wielka odpowiedzialność na nas spoczywa.

  Niestety końcówka drugiego trymestru w  przyniosła troszkę obaw związanych w przedwczesnym przyjściem malucha na świat- zaczeły się ciągłe skurcze. I tak już do końca ciąży. Zero dźwigania, zero ciężkich domowych prac,  zero przemęczania.  nawet dłuższy spacer stał się przyczyną skurczy. W takich chwilach bardzo dobrze jest mieć takiego męża, który zrozumie co się dzieje i że teraz jego kolej na zajęcie się domem, a co ważniejsze to świadomość, że dalsze przygotowania związane z przyjściem na świat "naszego szczęścia" leżą po jego stronie- Ja mam szczęscie mieć takiego mężczyznę przy sobie i wszystkim kobietom tego  życzę.

 Trochę się rozpisałam a drzemka Marii dobiega końca. 
Na koniec kolejne foto- tym razem z weekendowego wypadu nad wodę z naszym bąblem.

 
 
 
 
Ps. Jak widać mamy już 4 zęby! .
 


czwartek, 3 lipca 2014

Dzień II

Maleństwo poszło spać, pranie zrobie ,zmywanie nastawione, mieszkanie posprzatane więc jest chwilka dla siebie i na napisanie króciutkiego posta :)

  Jak już wcześniej pisałam chciałam zacząć od czasu mojej ciąży. Nam (mi oraz tacie Piotrkowi )udało się szczęsliwie szybko postarać się o nasze maleństwo i w ten sposób już dwa miesiące po ślubie ( listopad 2012) dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami. Uczucie nie do opisania!! To co wtedy oboje czuliśy było chyba jednym z wspanialszych momentów w naszym życiu. To jak biegałam po mieszkaniu z testem z " dwoma kreseczkami" do tej pory wywołuje śmiech mojego męża :) Od tamtej chwili wszystko toczyło się bardzo szybko.

   Ale dzisiaj chciałam skupić się tylko na pierwszych miesiącach a właściwie pierwszych 3. Dlaczego akurat na tych ? Ponieważ są decydujące dla każdej z mam. Każda z nas napewno zadawała sobie pytanie czy wszystko będzie dobrze, czy uda się przetrwać te pierwsze miesiące i patrzeć jak nasz maluszek staje się coraz większy pod naszym sercem. Mi się to udało, ale.... nie bez problemów na samym poczatku 3 miesiąca trafiłyśmy do szpitala. Tamten poranek był jak każdy inny , obudziłam się, oczywiście "pobyt w łazience" musiał być odegrany- całą ciąże niestety towarzyszyły mi mdłości i nie były to poranne mdłości, raczej bym ich nazwała " DOBOWYMI"! ( napewno niektóre kobiety wiedzą o czym myśle ah... :/ ) ale nie ma tego złego- chyba to przyczyniło się do tego , że moja figura aż tak drastycznie się nie zmieniła a pomimo tego Frania przyszła na świat nie tak całkiem malutka( bo ważyła 3350g :) ). Troszkę się zapędziłam wróćmy do tematu.. Niestety tamtego ranka dostałam okropnych skurczy i skończyło się to kilku dniowym pobytem w szpitalu i lekami, a co wiecej diagnozą - poronienie zagrażające. od tamtej pory byliśmy z tatą Piotrkiem bardzo ostrożni i przewrażliwieni na moim punkcie.


Niestety trzeba już kończyć bo Maria zaczyna sobie pomrukiwać w łóżeczku- to znak, że pobutka się zbliża :)

Na koniec moje pierwze zdjęcie z już widocznym brzuchem o ile się nie mylę były to święta Wielkanocne spędzone u mojego taty.




środa, 2 lipca 2014

    Dzień I

  Dzisiaj tak naprawdę pierwszy dzień prowadzenia mojego bloga... WOW!!! aż sama nie mogę wyjść z podziwu, że nareszcie się zmotywowałam- no troszkę pod namową taty Piotrka ( czyt. mojego kochanego męża) do utworzenia "czegoś" tylko swojego. Chciałabym trochę przybliżyć wam jak wyglądał okres mojej ciąży podczas gdy pod moim serduchem przez 9 miesięcy wygrzewała się moja córcia - Maria Franciszka Górska - oczywiście to na początek a co dalej?? Dalej zajmę się tym co jest teraz. Postaram się pokazać  Wam kawałek siebie i mojego a raczej naszego  życia, naszych problemów radości i wszystkiego co tylko wpadnie do mojej małej głowy:)
 
    Tak galopuję, galopuję z tym opisem i teraz sama do siebie krzyczę : " Gośka hola hola! może na początek się przedstaw!!! " Tak więc- Jestem 25 letnią mamą prześlicznej 11 a prawie już 12 miesięcznej Marii ( 11 lipca obchodzimy roczek!) , obecnie na urlopie rodzicielskim ale już niedługo czeka mnie powrót do pracy - jak na razie na niepełny etat ale pomalutku oswajam się z myślą, że moje ukochane dziecko nie będzie już tylko ze mną...- Tak, tak jestem tym typem mamy, która jakby tylko mogła nie odstępowałaby swojego dziecka na krok i uważam, że JA wiem wszystko najlepiej i ze mną Frani( bo tak też na nią mówię) jest również najlepiej. No.. może po za tatą Piotrkiem - on jest najlepszym towarzyszem do zabaw dla córuchny :)

      Cóż... Chyba na dzisiaj starczy, czas posprzątać zabawki i ogarnąć mieszkanie przed jutrzejszym kolejnym dniem zabaw , a na koniec małe foto mojego skarba !